środa, 16 października 2013

Spieszmy się oglądać reprezentacje tak szybko odpada

No  cóż ... mundial mamy z głowy, szans nie ma nawet z matematycznego punktu widzenia czym pocieszaliśmy się przez parę ostatnich miesiecy .
Można powiedzieć że wyszło tak jak zazwyczaj czyli odpadnięciem bo w historii III RP cześciej nas na wielkich imprezach nie było a fakt zakwalifikowania przeżywaliśmy rzadziej.
Do EURO 2012 dostaliśmy się z urzędu jako gospodarz i o tym fakcie wiedzieliśmy już wiosną 2007. Wtedy jeszczce nie wiedzieliśmy czy zakwalifikujemy się do afrykańskiego mundialu w roku 2010. Wkrótce okazało się że nie  bo mecz o wszystko przegraliśmy ze słoweńcami  9 września 2009 roku.  Było to swoiste " pożegnanie z Afryką". Komentator tego spotkania  Dariusz Szpakowski  uraczył widzów prawie dziesięciominutowym monologiem którego nie powstydziłby by się nawet Fidel Castro.    Ogólnie kwalifikacje zakończyliśmy   na kompromitującym 5 miejscu w grupie

Monolog Dariusza Szpakowskiego z podkładem muzycznym

Eliminacje Euro 2008 i Mistrzostw Świata 2006 zakończyły się dla polaków pomyślnie i dzieki temu mogliśmy ogladać reprezentacje dwa razy z rzedu w finałach dużej imprezy, co zdażyło się pierwszy raz w historii ponieważ nigdy wcześniej nie awansowaliśmy do finałów europejskiego czempionatu.

Niestety zabrakło nas na portugalskich finałach EURO w roku 2004. Kadra pod wodzą Pawła Janasa do ostatniego meczu liczyła się w grze o awans, warunkiem awansu do baraży była wygrana w ostatnim meczu kwalifikacji na wyjeździe z węgrami którzy już o nic nie walczyli , przy jednoczesnej porażce Łotyszy na wyjeździe ze Szwecją.
O ile polacy wykonali plan w stu procentach pokonując 11 października 2003 w Budapeszcie węgrów 2:1 po dwóch golach Andrzeja Niedzielana. to jednak smutna wiadomość nadeszła ze Sztokholmu gdzie faworyzowani szwedzi ulegli u siebie Łotyszom 0:1. Po tej porażce ogłoszono w Polsce bojkot wszystkiego co szwedzkie z IKEA na czele ...... Na szczescie IKEA jakoś to przetrwała.

Nieudane były również kwalifikacje do Mistrzostw Europy 2000. Kadra pod dowództwem Janusza Wójcika miała wyjątkowo wymagających przeciwników tj. Anglie Szwecję oraz Bułgarie a zestaw grupy uzupełniał Luksemburg. Początek eliminacji mieliśmy wyśmienity: pokonaliśmy na wyjeździe Bułgarie a przed własną publicznością nie daliśmy szans luksemburczykom. Jednak rok 1999 nie był już tak udany i wrześniowy bezbramkowy remis z anglikami oraz porażka w paździeniku z Szwecją na wyjeździe pozbawiła nas szans na EURO.

Eliminacje do mistrzostw Świata w roku 1998 w Francji przegraliśmy wyjątkowo szybko  bo już 31 maja 1997 po porażce  na stadionie Śląskim 0:2 z Anglią było wiadomym iż nie mamy szans na mundial. Porażka ta oznaczała koniec Antoniego Piechniczka jako selekcjonera w kolejnych meczach zastąpili go Krzysztof Pawlak jako tymczasowy selekcjoner( w meczu z Gruzją)  oraz Janusz Wójcik już jako pełnoprawny  ( Gruzja, Mołdawia). Janusz Wójcik na taką szanse czekal ponad pięć lat tj. od olimpiady w Barcelonie w roku 1992 kiedy to po powrocie rzucił słynne hasło " zmieniamy szyld i jedziemy dalej".

Awans do finałów Mistrzostw Europy rozgrywanych w Anglii w 1996 przegraliśmy jesienią 1995 w wyjazdowym meczu z Słowacją. Ledwo kilka miesięcy wcześniej Polska Zdemolowała Słowacje na stadionie Zabrskiego Górnika 5:0 rozgrywając jedno z najlepszych spotkań pod dowództwem Henryka Apostela. Jednak  jesienią górą byli potomkowie Janosika którzy wygrali 4:1 w czym w dużym stopniu pomogły im 2 czerwone kartki dla Romana Koseckiego i Piotra Świerczewskiego, obie pokazane za niesportowe zachowanie. Obu piłkarzy po spotkaniu ukarano wielomiesięczną dyskwalifikacją. Piotr Świerczewski po odbyciu kary wrócił do kadry i świętował z nią jeszcze wiele sukcesów, natomiast dla Koseckiego dyskwalifikacja oznaczała pożegnanie z reprezentacją.
 
                                               Roman Kosecki


piątek, 4 października 2013

NIE dla reprezentacji

Dla większości piłkarzy gra w reprezentacji to gra i spełnienie marzeń. Występ w narodowych barwach to powód do dumy i świadomość iż reprezentuję się Polskę.
Oczywiście piłkarze nie grają za darmo gdyż mogą liczyć na premie za wygrane i awansowanie do wielkich imprez, no i oczywiście na tak zwane " startowe " czyli gratyfikacje za sam fakt stawienia się na zgrupowaniu.
Suma startowego ( 1000 euro) to obecnie zaledwie kieszonkowe dla graczy zarabiających kwoty rzedu od 200 tysiecy do kilku milionów euro. Jednak w przeszłości ( mając na uwadze fakt ze nawet prawie 20 lat temu suma ta była   zbliżona do obecnej) startowe dla graczy z polskiej ligi gdzie nie płacono najlepiej stanowiło pokaźną kwotę w domowym budżecie.

Jednak patriotyzm i korzyści finansowe czasem nie wystarczał i reprezentanci w własnej woli rezygnowali z gry w reprezentacji.
Jako pierwszy taki trend zapoczątkował legendarny bramkarz Jan Tomaszewski. W 1981 roku już jako wiekowy 33 letni zawodnik hiszpańskiego Heculesa Alicante nie mógł się pogodzić z rolą rezerwowego w ekipie Antoniego Piechniczka, i nie widząc szans na wygryzienie z bramki Józefa Młynarczyka ogłosił iż nie chce dalej występować w narodowych barwach.

O ile Jan Tomaszewski był zawodnikiem wiekowym który już raczej schodził z piłkarskiej sceny, to kolejny bohater w momencie decyzji o porzuceniu gry w reprezentacji był dopiero na początku piłkarskiej kariery .To Andrzej Rudy błyskotliwy pomocnik który to w 1998 roku podczas zagranicznego tournne kadry wybrał wolność i pozostał za granicą gdzie wkrótce zaczął błyszczeć w bundeslidze w barwach 1FC Koeln.
Po roku 1989 kiedy miał możliwość powrotu do kadry głośno wyraził niecheć do reprezentowania narodowych barw. W biało czerwonej koszulce zobaczyliśmy go dopiero w 1993 roku kiedy to został odkurzony przez Andrzeja Strejlaua, rok później testował go również Henryk Apostel jednak na arenie reprezentacyjnej Rudy nigdy nie prezentował klasy do której przyzwyczaił w klubie. Rudego już jako gracza słynnego Ajaxu 4 lata później przetestował również Janusz Wójcik w towarzyskiej potyczce z Izraelem i tak zakończyła się jego  reprezentacyjna kariera. Na przestrzeni 13 lat zagrał w reprezentacji 16 razy zdobywając 3 gole.


W przypadku Wojciecha Kowalczyka temat odmowy gry w narodowych barwach pojawiał się kilka razy.
Pierwszy raz odmówił gry w reprezentacji po tym jak PZPN odebrał tytuł Legii po skandalicznej ostatniej kolejce kiedy to razem z ŁKS licytowała się kto strzeli więcej bramek. Tytuł mistrza przyznano Lechowi a obrażony Wojciech obraził się na PZPN. Do powtórki doszło w roku 1996 kiedy to kierownictwo kadry przyznano po raz wtóry Antoniemu Piechniczkowi. Rozpieszczony gwiazdor nieprzyzwyczajony do dyscypliny w kadrze wytrzymał w niej aż trzy dni na zgrupowaniu przed meczem z Rosją. Zdjęty w przerwie meczu na wskutek wyjątkowo słabej tego dnia gry obwieścił wszem i wobec że u Piechniczka grać nie chce.
Jego życzeniu stało się zadość i następny mecz zagrał już za kadencji swojego ulubionego trenera Janusza Wójcika.
Należy dodać iż podczas tego samego zgrupowania z kadry zostali relegowani  ponadto Andrzej Juskowiak i Andrzej Iwan.

Kolejnym zawodnikiem który powiedział nie dla kadry był Maciej Szczesny. W roku 1995 za kadencji Henryka Apostela przez krótki czas był bramkarzem numer 1 w kadrze. Jednak po fenomenalnym występie Andrzeja Woźniaka przeciwko Francji na Parc-de-princes po którym zyskał on przydomek " księcia Paryża" spadł na pozycje nr 2 w reprezentacyjnej hierarchii. Dla zawodnika z bardzo wybujałym ego a do takich na pewno należało zaliczyć Macieja Szczęsnego  pozycja rezerwowego była niesatysfakcjująca z związku z czym pożegnał się on z reprezentacją.

Wyjątkowo  dziwna historia dotyczyła powołania Andrzeja Kubicy na towarzyskie tourne w Tajlandii w roku 1999. Napastnik izraelskiego Maccabi Tel Aviv miał za sobą wyjątkowo udany sezon zakończony zdobyciem tytułu króla strzelców ligi izraelskiej. W nagrodę dostał powołanie od Janusza Wójcika, jednak w reprezentacji nie zadebiutował ponieważ "zgubił" się na lotnisku przed odlotem do Tajlandii, okazało się że w trybie ekspresowym wrócił do Izraela negocjować nowy kontrakt. Nigdy więcej nie miał już szansy na debiut w reprezentacji.
                                                           Andrzej Kubica w barwach Legii